Jadę tramwajem przez piątkowy wieczorny i mocno oświetlony Kraków. Śnieg pięknie zmiękcza to, co widać przez okno, nadając krajobrazowi lekko abstrakcyjnego uroku. Myślę o dniu, który właśnie powoli się kończy, w którym po raz kolejny testuję, na ile możliwe logistycznie, ekonomicznie i energetycznie jest mieć piątki w większości przeznaczone na naukę, spotkania towarzyskie i ogólnie rozwój. Patrzę na te piątki, które już były w tym roku, i na nadchodzące kilka tygodni. Widzę, że w 70% ułożyłem to według mojego planu. Tam, gdzie moja uwaga, tam jest moje działanie – gdybym w ogóle o tym nie myślał i nie celował w taką organizację czasu, to zapewne byłoby to dużo mniej niż 70%.
Ten dzisiejszy piątek był bogaty w wydarzania – była rehabilitacja, była lekcja angielskiego, były dwa spotkania towarzyskie, jeden coaching, a przed chwilą wróciłem z lekcji pisania. To był dobry dzień, taki, jakich chciałbym mieć więcej – zapiszę go w dzienniku z tagiem #dzień2 (w skali od -2 do 2).
Oprócz zapisywania takich spostrzeżeń w dzienniku obserwuję też, jak spędzam czas, sprawdzając, na co go przeznaczam. Od prawie dwóch miesięcy rejestruję niemal każdą minutę mojego dnia. Często zastanawiam się, do jakiej kategorii należy to, co akurat robię. Dlatego właśnie w temacie zapytałem Cię, w jakiej kategorii mieści się czytanie tego listu – jestem ciekawy, jak ten czas kwalifikujesz.
Dlaczego zapisuję to, co robię, i do jakiej kategorii ten czas należy? Mam dwa główne powody – obydwa związane są z moją wizją życiową, której część brzmi: „Moje życie to uważne bycie w drodze”. Chcę świadomie wykorzystywać swój czas – ten przeznaczony na osiąganie celów w ramach planowania dwunastotygodniowego, jak i ten codzienny, który czasami przepływa przez palce. Czasami mówimy (ja też to robię), że nie mamy czasu – chcę wiedzieć, czy na pewno nie mam czasu, czy po prostu przeznaczam go na coś innego.
Używam aplikacji Timelines, która jest dostępna na iPhone’a i Apple Watch (nie wiem, czy jest wersja na Androida, ale nawet, jeśli nie ma, to na 100% są zamienniki). Ustawiam w zegarku kategorię czasu, która jest zgodna z tym, co w danym momencie robię. Kiedy kończę wykonywać dane zadanie lub czynność, to w zegarku przełączam kategorię na inną, adekwatną do rzeczywistości. Co jakiś czas zegarek wysyła mi przypomnienie z pytaniem, czy obecnie ustawiona kategoria jest właściwa (oczywiście poza czasem, kiedy śpię 😉 ).
Dużą trudnością przy takim ćwiczeniu jest dobrać odpowiednio kategorie, które są wystarczająco szczegółowe, ale też nie zbyt małe, żeby nie trzeba było cały czas ich przełączać. Wybrałem takie kategorie:
- praca
- dzieci
- czytanie
- sen
- ćwiczenia
- spotkania towarzyskie
- domowe – tutaj jest sprzątanie, gotowanie, zakupy, sprawunki itd.
- dojazdy
- pies
- odpoczynek niskiej jakości – czyli np. bezmyślne oglądanie YouTube’a, Netflixa, Facebooka itd.
- odpoczynek wysokiej jakości – świadomie wybrany film, spacer, kino i inne rzeczy spisane na ścianie 🙂
- nauka
Moim celem jest móc na koniec miesiąca sprawdzić statystyki i wskazać obszary do optymalizacji. Nie chcę eliminować żadnej z tych kategorii. Nawet odpoczynek niskiej jakości czasami jest potrzebny i przydatny. Chcę jednak świadomie wybierać, kiedy to robię, a nie robić tego bezmyślnie. Kiedy analizowałem grudzień i zauważyłem, że 3% czasu, który wtedy zmierzyłem (mierzyłem prawie cały grudzień, bez jednego tygodnia), spędziłem na kategorii „Odpoczynek niskiej jakości”, to byłem mocno zdziwiony, bo myślałem, że jest tego mniej. Trzy procent to prawie 20 godzin, praktycznie jedna doba! Chcę czasami to robić, ale jednak nie przez 1/30 miesiąca, wliczając w to czas na sen.
Informacja o tym, ile czasu nad czym spędzam, pozwala mi lepiej wybierać, co kiedy robię, i na przykład zamiast włączać YouTube, iść na dłuższy spacer z psem. Widzę wprost, ile czasu spędzam z bliskimi mi osobami, i mogę ocenić, czy to nie jest mniej, niż tego chcę. Przecież w swojej wizji zapisałem też „Moje życie to uważne bycie w drodze, z otwartością na doświadczenia, budowaniem znaczących relacji i z upartym optymizmem”. I jest to dla mnie ważne.
Po dwóch miesiącach mierzenia czasu zauważyłem zaskakujący efekt uboczny, z którego się niezmiernie cieszę. Otóż przez sam fakt mierzenia czasu jestem dużo bardziej uważny na to, co robię. Po pierwsze częściej, ale jeszcze nie zawsze, zauważam momenty przełączenia między kategoriami. Zauważam, kiedy przestaję pracować, a zaczynam odpoczywać. Widzę, kiedy tak naprawdę spędzam czas z dziećmi, kiedy czytam, kiedy ćwiczę i kiedy robię coś błahego. W momencie zauważenia tego przełączenia, kiedy zmieniam kategorię w zegarku, czasami podejmuję decyzję, że jednak nie chcę teraz poświęcać czasu na odpoczynek niskiej jakości lub jakieś domowe czynności, ale wolę spędzić go z dziećmi, z innymi osobami czy może poczytać.
Kiedy opowiadam o tym ludziom, to widzę zdziwienie na twarzach i niewypowiedziane pytanie: „Czy z Tobą jest wszystko w porządku?”. Nie namawiam Cię do stałego mierzenia czasu, o ile to nie jest zgodne z Twoim charakterem i sposobem podejścia do życia. I jednocześnie wierzę, że czasami zadanie sobie pytań: „Co ja teraz robię, jak bym ten czas ocenił i czy to jest to, co teraz chcę robić?”, jest wartościowe dla większości osób. Więc może warto zrobić mały eksperyment przez dzień, dwa? A może tylko kilka godzin? Mocno zachęcam Cię do zastanowienia się nad tym.
Pytania do Ciebie: jakie kategorie czasu widzisz u siebie? Zakładając przez chwilę, że mierzysz to, co robisz, i nadajesz temu kategorie, to od obudzenia się dzisiaj jak wyglądałby procentowy udział tych kategorii w Twoim czasie?
Dobrego produktywnego dnia,
Dominik
PS. Cytat: „The key is in not spending time, but in investing it” – Stephen R. Covey