Znajomi zaprosili mnie na przejażdżkę rowerową. Wiedziałem, że mam inny rower niż oni (oni rowery szosowe, ja gravel – różna grubość opony) i że będę trochę wolniejszy niż oni. Zapewnili mnie, że będziemy jechać razem.
Wyruszyliśmy i szybko okazało się, że niedość że mam troche wolniejszy rower, to przede wszystkim jestem w gorszej formie rowerowej niż oni. Po kilku kilometrach ciągłego gonienia i jazdy na granicy moich możliwości miałem ochotę zawrócić. Jechaliśmy dużo szybciej, niż kiedy jeżdzę sam.
Na szczęście co jakiś czas na mnie czekali. Co samo w sobie było ciekawym uczuciem, bo jak biegam ze znajomymi, to zwykle ja jestem tym, który jest w środku stawki i czeka na innych.
Pod koniec przejażdżki byłem bardzo zmęczony. Trzęsły mi się nogi. Z jednej strony trochę cierpiało moje ego, a z drugiej cieszyłem się, że zrobiliśmy wspólnie dłuższą trasę i że relacyjnie to był dobry czas.
Dopiero jak przyjechałem do domu, to zauważyłem, że pobiłem kilka swoich rekordów! Między innymi zrobiłem najszybsze 40km – zszedłem z 1h35 minut na 1h25min – 11% szybciej!
Pomyślałem, że chcę częściej być najsłabszy w mocnej grupie – ciągnie mnie to w górę!