Czy można zasypać kogoś pytaniami i przez to go straumatyzować? Można. W ostatnich latach miałem szansę (i w sumie przywilej) wchodzić w nową grupę znajomych. Wchodziłem tam z mojej bańki, w której pytania były na porządku dziennym i zadawanie sobie dużych otwartych pytań było czymś oczywistym.
Ze zdziwieniem odkryłem, że nowe grono reaguje na moje duże pytania, nie poprzedzone wprowadzeniem, rezerwą i czasami dyskomfortem. I to świadczy przede wszystkim o mnie i o mojej uważności.
Jeżeli zadaję pytanie, to biorę też odpowiedzialność za moją obsługę reakcji osób, które pytam – nie za ich reakcję, ale za moje emocje związane z tym jaką odpowiedź otrzymam. Nie brałem odpowiedzialności za wyczucie dobrego momentu na pytania, za sprawdzenie czy druga osoba jest na nie gotowa. Przez to rzeczywiście można powiedzieć, że w pewien sposób traumatyzowałem pytaniami.
Uczę się sprawdzać czy osoba, z którą rozmawiam jest gotowa i chętna na większe pytania. Z wdzięcznością reaguję na doprecyzowanie gotowości lub jej braku. Chcę, aby moje pytania służyły porozumieniu, poznaniu się, budowaniu relacji, a nie żeby wzbudzały frustrację i negatywne emocje.